Z tarnowskiej prasy galicyjskiej – „Kronika policyjna – wrzesień 1910 r.”

W ostatnim czasie poczęły się w Tarnowie mnożyć kradzieże z włamaniem – i tak przed kilku dniami dostali się złodzieje przez okno do mieszkania Samuela Mendla, właściciela sklepu korzennego przy ul. Dąbrowskiej, a stamtąd weszli do jego sklepu i skradli mu garnek z drobną monetą około 250 K[1]. W kilka dni potem dostali się złodzieje do sklepu jubilerskiego Majera Wundela i skradziono stamtąd większą ilość srebrnych i złotych pierścieni, kilkanaście tuzinów kolczyków. Kradzieży popełnili złodzieje w ten oto sposób, ze rozbili 2 kłódki od drzwi prowadzących z sieni do sklepu Wundela, a następnie rozbili cienki mur, który znajdował się po za temi drzwiami. Wówczas mieli już złodzieje wolną rękę i zabrali wszystko, czego Wundel na noc nie schował do żelaznej kasy.

Policya od samego początku podejrzewała o te kradzieże kilku niebezpiecznych kryminalistów, którzy po odcierpieniu kary więzienia w Zakładzie karnym w Wiśniczu, przyszli do Tarnowa szupasem i tu się włóczyli.

Rzeczywiście zdołano stwierdzić, że niejaki W. B.[2] oraz jego brat B., J. K., J. Cz. i J. Sz. byli „autorami dzieł” wyżej opisanych. Wszystkich podejrzanych przyaresztowano, gdy zaś policyant na ulicy B. przetrzymywał i w obawie, by tenże czego nie porzucił, natychmiast do przeszukania mu kieszeni się zabrał, znalazł u niego w kieszeni całkiem niespodziewanie sporą ilość kolczyków, pierścionków itp. przedmiotów pochodzących właśnie z kradzieży u Wundla.
Wobec tak jawnych dowodów B. przyznał się do winy, jednakże zwyczajem wytrawnych złoczyńców usiłował całą winę wziąć na siebie, ażeby już na nim się skończyło, a nie narażać na więzienie współkolegów. Wszystkich aresztowanych rzezimieszków odstawiono c. k. Prokuratoryi Państwa.

Dnia 8 b. m. aresztowano J. B., który w Rynku przechodząc koło wieśniaka Hebdy z Zalasowej „przez pomyłkę” włożył mu rękę do kieszeni i skradł mu pugilares, który następnie porzucił. przyłapany jednak przez policyanta powędrował do aresztów policyjnych.

Dnia 9 b. m. przyaresztowano S. B., nieletniego złodzieja, który w Rynku wykradł z kieszeni niejakiemu Fornalowi pugilares i jednym zgrabnym ruchem zdołał go ukryć na piersiach pod kamizelką, skąd mu jednak zdobycz wypadła i… jako zdrajczyni do aresztu powiodła.

Dnia 13. b. m. przyaresztowano J. Ł., włóczęgę, który odwiedziwszy przed kilku tygodniami swego dawnego znajomego, S. Cecołę i prosił go, aby mu w swem mieszkaniu pozwolił wypocząć. Chcąc okazać mu swą wdzięczność za gościnę zabrał sobie „na pamiątkę” pościel, ubranie, buty i bieliznę Cecoła.
Obecnie widocznie „biedą przyciśnięty”, wrócił do Tarnowa, gdzie go przyaresztowano.

W nocy z 13 na 14 b. m. dostał się złodziej przez zamknięte okno do warsztatu krawca Izaaka Habera i skradł mu 9 nowych kurtek zimowych, przedstawiających wartość około 100 K.
Na drugi dzień policyant pełniący służbę w Rynku przytrzymał niejakiego R. G., który niósł kurtkę, podobną do tych, jakie skradziono Haberowi. Jak się następnie okazało, G. w jednym z szynków spotkał się z pisarzem pokątnym K. T. i przy piwie stanął zakład, czy jeżeli G. uda się do mieszkania T., - jego żona wyda mu kurtkę bez polecenia pisemnego swego męża? Policya przeprowadziła w mieszkaniu T. rewizyę, której wynik był niespodziewany, gdyż znaleziono tam pod łóżkiem jeszcze 5 kurtek, oraz walizę w której znajdowała się złodziejska piłka, służąca do przerzynania żelaza. 

Dnia 14. b. m. przyaresztowała policya S. D., czeladnika szewskiego, znanego awanturnika, który w stanie podochoconym odgrażał się swemu majstrowi, że go musi przebić nożem, a na poparcie słów swych dobył noża szewskiego i tak uzbrojony czatował na swego chlebodawcę.

W nocy d. 15. b. m. przyaresztowała policya J. K., znanego i nader niebezpiecznego kieszonkowca, który odsiadując w tut. więzieniu karę za współudział w okradzeniu kościółka na górze św. Marcina, zdołał zbiedz i wałęsał się w okolicy Tarnowa.
K. przyaresztowano w chwili, gdy w krzakach nad białą ukryty cały w słomie spał w najlepsze, to też ogromne przerażenie odbiło się na twarzy K., gdy przebudziwszy się nagle poczuł na rękach łańcuszki.

Dnia 17 b. m. aresztowano J. F. i A. W., obydwu rosyjskich poddanych, za kradzież ryb ze stawu w Gumniskach na szkodę handlarza ryb Hollendra. Obaj przytrzymani już od dłuższego czasu kradli ryby i urządzili sobie z tego prawdziwe źródło dochodu, dostawiając ryby w większej ilości nawet na wesela   

Dnia 20 bm. Przyaresztowano J. K. i S. B., obu znanych kryminalistów i niebezpiecznych nożowców, którzy napadli na Rzędzinie na idącego do domu 18-letniego Franciszka Dąbrowskiego i zrabowawszy mu z kieszeni 4 kor. i scyzoryk, rzucili się na niego, a zadawszy mu jego własnym scyzorykiem kilka poważnych ran w głowę, pobili go na całym ciele i pastwili się nad nim tak dalece, że gdy Dąbrowski pokaleczony, cały krwią zbroczony leżał na ziemi, K. począł deptać po nim.
Bestyalstwu temu przypatrywało się wiele ludzi, jednakże z obawy przed K. i B. nikt nie odważył się stanąć w obronie Dąbrowskiego. Obu ptaszków odstawiono do Prokuratoryi.

Tekst wybrał Jarosław Zbrożek

Bibliografia

Czasopisma:
1.  „Pogoń” 1910, nr 37-39.
                                     
[1] W tekście zachowano pisownię oryginału.
[2] W oryginale występują imiona i nazwiska sprawców.