Mniejsze zło
To było piękne niedzielne przedpołudnie. Świeciło jasne, grudniowe słońce. Mroźne, ale rześkie powietrze czerwieniło otuloną szalikiem twarz. Pod butami skrzypiał świeży śnieg. Obywatel N wyszedł z domu, skręcił w ulicę Narutowicza i dotarł pod siedzibę ówczesnego urzędu wojewódzkiego w Tarnowie. Pod budynkiem stała spora grupka ludzi czytających obwieszczenie zawieszone na szybie wejściowego hallu. Podszedł bliżej, zapoznał się z jego treścią i zapomniał się. Z jego ust wyrwał się niecenzuralny wyraz: „A to sku***ny!”. W jednej chwili nie było nikogo. Obywatel N rozglądną się dookoła siebie, zerwał obwieszczenie i odszedł.
Pierwszy dzień stanu wojennego postawił tarnowian w stan zadziwienia. Tylko nieliczni wiedzieli, co tak naprawdę się wydarzyło. Początkowo nawet milicja i służby bezpieczeństwa nie bardzo potrafiły się zachować. W nocy z 12/13 grudnia 1981 roku zerwana została łączność telefoniczna, radiowa i telewizyjna. Zakazana była także łączność międzyludzka. Obywatele na każde wezwanie służb mundurowych mieli się legitymować. Dodatkowo należało mieć odpowiednie pozwolenia na przemieszczanie sięz miejscowości do miejscowości. Takie były ówczesne realia…
Dotychczas Obywatelowi N wmawiano, że żyje w najlepszym z możliwych krajów. Natomiast jego rodzinne miasto Leliwitów, Tarnowskich i Sanguszków stanowiło mikrokosmos wielkiej i opiekuńczej Polski Ludowej. Z telewizji i prasy ogólnopolskiej nauczył się, że rysują się przed nim nieskończone „perspektywy na…”. Natomiast mościcka prasa zakładowa utwierdzała go w przekonaniu, że czyny partyjne są ważne „dla miasta, środowiska i Zakładów”. Bowiem tak naprawdę obywatele pracują „sami dla siebie”!
Dlaczego zatem Obywatel N, „w tym dramatycznym momencie historii Polski”, łamał prawo stanu wojennego? I pod groźbą „surowych konsekwencji” zniszczył państwowe Obwieszczenie? Czyżby poddał się „zaplutym siłom reakcji” i „ekstremy”? Może stał się „bumelantem” i „zdezerterował z frontu walki o pokój i silną Polskę”? Pewnie zaczął nadużywać „bimbru” i „nie leżała mu już na sercu budowa szczęśliwego jutra” swojego kraju, miasta, rodziny… W efekcie nic dobrego nie zrobił dla „efektywnej realizacji planu stanu wojennego”. Stracił czujność i „uległ podszeptom wroga narodu”. Jego „niebezpieczny występek” przeciwko mieniu państwowemu był prowokacją do „konfrontacji siłowej”…
Obywatel N wstał wczesnym rankiem, pomimo niedzieli. Chciał zadzwonić do swojej narzeczonej Eli, ale nie mógł tego zrobić aż do 10 stycznia następnego roku. W lipcu mieli się pobrać, zatem jak wytłumaczyć się z blisko miesięcznego milczenia? Później usłyszał w radiu muzykę poważną, dość nietypową jak na tę porę dnia. Jeszcze większy niepokój wywoła w nim spozierająca zza szklanego kineskopu telewizora marki Rubin szara i bezczelna twarz gen. Jaruzelskiego. Czyżby „Teleranek” nie był już programem dla dzieci? Włączył fonię i jego świat legł w gruzach. Usłyszał bowiem wersy recytowane przez generała armii z namaszczeniem godnym Adama, Juliusza i Cypriana Kamila: „Zwracam się do Was w sprawach wagi najwyższej. Ojczyzna nasza znalazła się nad przepaścią”.
Obywatel N nie godził się na zastaną rzeczywistość stanu wojennego. Wiadomość o aresztowaniach i internowaniu 349 osób z Regionu NSZZ „Solidarność” Małopolska wywołała w nim smutek i bezradność. Pacyfikacja kopalni „Wujek”, Gdańskiej Stoczni, Huty „Katowice”, siłowe manifestacje ZOMO w Krakowie i Gdańsku, śmierć księdza Jerzego Popiełuszki i poety Grzegorza Przemyka oraz wielu niewinnych ludzi wzbudziły w nim gniew. Władza ludowa uznała, że także niektórzy tarnowianie są niebezpieczni i mogą zakłócić spokój społeczny. Zamknęła więc Wacława Sikorę, Stefana Jurczaka, Tadeusza Kurleja, Karola Krasnodębskiego, Andrzeja Sikorę, Zbigniewa Mojka, Romana Wojtonia, Antoniego Bahra i Józefa Barczyńskiego. Prawdopodobnie też dołączyli do nich Ryszard Imiołka, Tadeusz Krysa, Stefan Simajchel i wielu innych. W Tarnowie nie pozostał już nikt... Mijały dni, tygodnie i miesiące, podczas których nic się nie zmieniało. Nadszedł 22 lipca, czas wzmożonych patroli funkcjonariuszy ZOMO. Obywatel N postanowił działać w pojedynkę. Wziął farbę wymieszaną ze smołą i pod osłoną nocy poszedł na miasto malować zakazaną kotwicę. Znak Polski Walczącej pojawił się w kilku rejonach Tarnowa. Szczególne miejsce znalazł sobie na pamiętającym 1936 rok kamiennym maszkaronie na Wielkich Schodach koło Burku.
W tym czasie propaganda donosiła, że „nadeszła godzina ciężkiej próby”. Trzeba „bronić socjalizmu, jak niepodległości”, „dowieść, że Polski jesteśmy warci!”. Wojsko wystąpiło „w obronie narodu”, musiało „sparaliżować siły kontrrewolucji” i „przywrócić spokój”. „Naród to rozumie”. Dlatego absolutnie nikomu nie wolno było dać się sprowokować. W przeciwnym razie – jak donosiły odpowiednie służby – „koszty prowokacji zapłacisz Ty i Twoja rodzina!” Prasa podziemna nie pozostawała dłużna „za deptanie woli większości Narodu”. Jedenaście tytułów krążących w drugim obiegu postulowało „śmierć komunie” i „naród wierzący w zmartwychwstanie”. Choć po cichu i w ukryciu wierzono, że „Wrona orła nie pokona”. I tego się trzymano.
Obywatel N pozostawał w permanentnym „stanie wojennym słów”, który wyznaczały pewne ramy czasowe: najpierw zniesienie stanu wojennego 22 lipca 1983 roku, potem ustalenia okrągłego stołu w 1989 roku. Wreszcie usłyszał słowa Joanny Szczepkowskiej „Proszę państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm”, co obudziło go z letargu. Zmieniła się epoka, zmienili się ludzie i barwy ich strojów. On jednak nadal trwa, wierny dawnym patriotycznym ideałom, czyniąc to z myślą o życiu w najlepszym z możliwych miast. Bycie obywatelem Tarnowa zobowiązuje – na miarę czasów i ich bohaterów. Zobowiązuje do stałych wyborów większego dobra, mniejszego zła.
Małgorzata Budzik