Z tarnowskiej prasy międzywojennej – „Tragifarsa w sądzie”

Obrazek kinematograficzny – akcja jednak jego nie odgrywa się na taśmie filmowej, jeno w życiu.
W ponurym budynku Sądu tarnowskiego zjawia się dziwna para. On urlopnik kryminalista (bardzo modne) ona, piękna, młoda kobieta niechcąca się dostosować do jego hohstaplerskiego  życia – więc rozwód[1]. Oto pierwsza scena.

Scena druga. Rozprawa sądowa, sędziowie, adwokaci, publiczność, on i ona. Ona chce za wszelką cenę rozwodu, on chce przykuć ją do siebie. Sędzia próbuje całej swej wymowy, aby małżonków pogodzić. Żona niewzruszona. W pewnej chwili mąż wydobywa z kieszeni rewolwer, kieruje w stronę żony i krzyczy: „przysięgam, że cofniesz skargę albo położę cię trupem”. Na sali popłoch – adwokaci trwożliwie patrzą na drzwi, woźny chowa się pod krzesło, kobiety mdleją, żona podnosi palce chcąc przysiądz.

Taśma się przerywa, nowa scena. Sędzia powstaje, gromiąc ostro oskarżonego i wzywając go aby oddał rewolwer. Jednak wzburzony urlopnik z kryminału, kierując lufę w stronę sędziego, który zbladłwszy kryje się za stołem, a kandydat na rozbójnika staje na stołku i krzyczy: „nikt się nie ruszy, kto będzie chciał opuścić salę, strzelę”. Wszystko skamieniało, a przecież ktoś zdołał się wymknąć.

Nowa scena. Zjawia się policja. Urlopnik nagle traci animusz, broń wyrzuca przez okno, kajdanki na ręce, powrót do kryminału.

Finał. Rewolwer nie był nabity. Strach niepotrzebny. Pralnia Poppera zyskała dużo zamówień. Ktośby powiedział, że obrazki kinowe są nieprawdopodobne.

Tekst wybrał Jarosław Zbrożek

Bibliografia

Czasopisma:
1. „Hasło” 1927, nr 27-28.
                                  
[1]. W tekście zachowano pisownię oryginału.