O tarnowskich kolejarzach z początku XX wieku

Na przełomie XIX i XX wieku ukazywało się czasopismo pt. „Nowy Kolejarz”. Był to organ galicyjskich kolejarzy, do których zaliczali się również kolejarze tarnowscy. Redaktorem był Wiktor Bachowski, natomiast wydawcą Tomasz Tokarz. Ukazywał się dwa razy w miesiącu (1. i 15 dnia miesiąca). Redakcja mieściła się w Krakowie, przy placu Szczepańskim 7 (II piętro). Prawie w każdym numerze była notka o Tarnowie. Szczególnie interesującym jest dział „Listy z przestrzeni”. Nierzadko z powodu pomówień i obrazy poszkodowani szukali sprawiedliwości w sądach powszechnych z oskarżenia prywatnego. Sprawy zakończone i wygrane na ogół kończyły się ugodą, ale winny musiał w „Nowym Kolejarzu” na własny koszt opublikować sprostowanie ze stosownymi przeprosinami.

Gazeta miała najczęściej osiem stron, na których pojawiały się teksty pogrupowane w działy (np. „Kronika”, „Listy z przestrzeni”, „Nadesłane”, itd.). Na winiecie pojawiał się zawsze najważniejszy tytuł numeru. Dotyczył on np. wyborów, wynagrodzeń, spraw zawodowych itd. Niekiedy (nieregularnie) pojawiał się numer specjalny (dodatkowy).

To, co było tzw. „tajemnicą poliszynela” zostało na ogół wyartykułowane w „Nowym Kolejarzu”. Czasopismo znane było z ciętego języka i riposty.

Z uwagi na specyfikę języka tekst pozostawiłem w oryginalnym zapisie.

W latach 30 XIX wieku rozważano w Wiedniu projekty budowy linii kolejowej przebiegającej przez całą Galicję od Brodów poprzez Lwów, Tarnów, Bochnię, Podgórze (z pominięciem Wolnego Miasta Krakowa) na Morawy i dalej do Wiednia. Jednakże pierwszy pociąg wjechał na stację w Tarnowie 20 lutego 1856 r.[1] Dlatego też pojawili się i tarnowscy kolejarze, a początkiem XX w. piękne obecne budynki dworcowe[2].

Skargi na restaurację kolejową
„Zażalenia na restauracyę kolejową w Tarnowie wpływają do nas ze strony personalu. Mieszanina różnego rodzaju odpadków mięsnych zdradzających swoje arystokratyczne pochodzenie od szlachetniejszych mięsiw niedokonsumowanych w II klasie i od nazwą plebejuszowskiego gulaszu, podawaną bywa „regie” po 14 i 16 centów za porcyę biednym funkcyonaryuszom skazanym na odżywianie się w jadłodajniach kolejowych. Z poprzednim restauratorem popularnie zwanym Bolkiem dało się przynajmniej pomówić, teraźniejszy gbur ani słuchać nie chce żadnych uwag, wobec czego nie pozostaje nic innego jak publicznie go upominać. Konduktor Kopystyński znalazł w bigosie robaka, którego okazały wzrost raz na zawsze odzwyczaił tego człowieka od spożywania tego przysmaku (zwłaszcza w restauracyi kolejowej w Tarnowie).

Zresztą o ile gulasz zdradza pochodzenie od różnych smacznych niegdyś zapewne pieczystych, o tyle bigos dowodzi znowu takiego samego pokrewieństwa z różnymi sosami, które przed kilku dniami łechtały podniebienia pańskich smakoszów. Za ten specyał pobiera restaurator „regie” po 12(!) centów za porcję. Niezłe wrażenie robi także kucharz restauracyjny, który zapewne dla zaostrzenia apetytu chwyta łapami makaron rozdziela go na talerze, wyciera ręce w brudny fartuch i znowu tę samą manipulacyę powtarza z następną seryą podań. Przydałoby się, aby temu niechlujstwu koniec zrobiono. W Tarnowie jednak jaki pan taki kram, jaki naczelnik taka i restauracya ze specjalnym hultajskim bigosem”[3].

Imienne dylematy
„Biedna praczka z przedmieścia Strusiny[4] pod Tarnowem, nieraz nałamała sobie głowy i dosyć nasłuchała się życzliwych rad od przyjaciółek i sąsiadek: jakieby tu piękne i szczęśliwe imię dać noworodkowi, którym swojego czasu obdarzyło ją błogosławieństwo Boże. Myślała i rozważała biedaczka, aż nareszcie swą przyszłą pociechę nie nazwała ani Kubą, ani Wojtkiem, ani Maćkiem ani Marcinem, jak to na Strusinie zwyczaj bywa, ale opierając po domach i nasłuchawszy się o różnych Robertach, Bertrandach, Arturach itp., pogodziła się wreszcie z jednem ze skromniejszych arystokratycznych imion i pieszczoty swoje nazwała Julianem. W samej też rzeczy lube chłopię poczęło rość na pociechę maminą, bo pasając gęsi i trzodę, nieraz z nudów otrząsało gruszki i jabłka sąsiadom, a później chodząc do szkoły zapuszczało się w zagony przedziwnie słodkiej rzepy na Szkotniku[5], przewodząc swoim rówieśnikom. Aż w końcu z wielką biedą przepchało się to jakoś przez seminaryum nauczycielskie, tak że dzisiaj poznajemy w niem dzisiejszego „wielkiego” dumnego asystenta w Stróżach pana Juliana Czuprynę, o którym sądząc z dumy i wyniosłości, należałoby przypuszczać, że młodzian ten światło dzienne ujrzał co najmniej w książęcej komnacie i że sławny szereg przodków zawisły na ścianach rozradował się niepospolicie tą po mieczu nowonarodzoną Czupryną.

Jednakże p. Julian Czupryna, zanim dosłużył się asystenckiej pozłoty, wpierw dłuższy czas uzbrojony w giętką czcinkę, dorabiał się stanowiska, zaglądając różnym bębnom w to miejsce, skąd im nogi wyrastają. Na szczególniejszy rodzaj powagi i służbistości nastraja się nasz Czupryna wówczas, gdy w stacyi widzi albo czuje kogoś z dyrekcyi, zresztą bowiem, gdyby cała stacya miała się zapaść, pan Czupryna zajęty jest wyłącznie tylko łapaniem i mordowaniem pcheł, zatruwających spokojny żywot ulubionego jego pieska. Dlatego zwracamy uwagę wszystkich organów dyrekcyjnych, aby się nie dali brać na kawał i do służbistości p. Czupryny nie przywiązywali większego znaczenia, gdyż cało szastanie się i rajwachowanie tego męża, jest najzwyklejszem w świecie Augendieneroi, czyli mydleniem ocz, dla pozyskania sobie reputacyi sprężystego i czynnego urzędnika. W listopadzie ubiegłego roku pociąg Nr. 1379 prowadzony przez kierownika Szolińskiego nie mógł być na czas zestawiony, gdyż p. Czupryna, bijąc pchły nie miał czasu dopilnować zestawienia, ani też zamówić maszyny na pociąg, która w czasie przeznaczonym na odjazd ze stacyi, najspokojniej stała sobie jeszcze na kanale. Zbywszy w ten sposób swoje obowiązki urzędnika ruchu próbował potem Czupryna całą winę zwalać na kierownika Szolińskiego. Zdaje się, że dla czytelników „Nowego Kolejarza” nie jest obojętną rzeczą, wiedzieć, że pan asystent Czupryna nie był jedynakiem i że tenże ma brata, który również pozostaje w Stróżach w charakterze dziennego robotnika stacyjnego, zawdzięczając widocznie to stanowisko protekcyi poczciwego Julka. W tej kwestyi p. asystentowi nic nie mielibyśmy do zarzucenia, gdyby protegowanie jego braciszka nie odbywało się kosztem innych robotników. Trza bowiem wiedzieć że pan Julian na równi z pchłami swego faworytnego pieska, ściga wszystkich tych, którzy przyczyniają się do uszczuplenia dochodów jego bratu, robiąc mu konkurencyę w przenoszeniu pakunków przesiadającym lub wysiadającym.

W tej kwestyi p. asystentowi nic nie mielibyśmy do zarzucenia, gdyby protegowanie jego braciszka nie odbywało się kosztem innych robotników, jadącym podróżnym i pobierającym z tego tytułu szóstaki. Posługacz koszarowy Jan pobierający tylko 8l centów dziennej płacy i pozostający na tem stanowisku nieprzerwanie lat 20, został przez Czuprynę ukarany 1 koroną, za to że poważył się przenieść jakiś pakuneczek podróżnemu. Dodajemy zaś że biedny Jan korzystał tylko z przywileju dawno udzielonego mu przez poprzedników obecnego naczelnika i tolerowanych nadal przez tegoż. Taki służbista jak Czupryna sam daje atoli najgorszy przykład nieposzanowania przepisów, przemycając się na polowania wraz z psem, manewrując między wozami i pod wozy aby nie być widzianym z peronu przez naczelnika Kowacza i dyrekcyjnika Lobensteina, jak to miało miejsce dnia 29 listopada u. r. przy pociągu Nr 1215. Kto chce od drugich wymagać wzorowej służbistości, przede wszystkiem sam powinien tak postępować, aby na uchybieniu przepisom nawet na włos nie zostać wyłapanym. Tak i pan Czupryna jeżeli zna dobrze przepisy, to przede wszystkiem sam powinien być wzorowym tychże wykonawcą, a nie prześladować biednych ludzi, którzy nie będąc uczeni, tak dobrze jak on przepisów nie znają. Także p. Czupryna powinien był wiedzieć, że nie tylko przemycać się ale i wskakiwać do pociągów z nachodzących się w ruchu jak najsurowiej jest wzbronione. Tymczasem Czupryna wraz z psem i nabitą strzelbą wskoczył wspomnianego dnia do pociągu Nr. 1215.

Jeszcze jedna jest niedogodność z powodu ulubionego psa p. Czupryny. Chodzi o to, aby tenże nie pozostawał w biurze przez cały czas urzędowania swego pana, gdyż oprócz wstrętnego widowiska iskania, reszta obecnych funkcyonaryiuszów zmuszoną jest jeszcze wąchać i wdychać zanieczyszczone powietrze przez kundysa, który obżarłszy się obficie różnych ochłapów staje się nieznośnym dodatkiem do uciążliwości służbowych”[6].

Sielanka z życia strażnickiego
„Nawet nie jeden kolejarz nie przypuszczałby, że ta odosobniona, odludna budka strażnicza nie jest wolną od ludzkich namiętności i rozgałęzionych intryg rozgrywających się w wielkich ludzkich zbiorowiskach. Tymczasem i ten odosobniony posterunek służbowy nieraz jak gniazdo jaskółcze przylepiony do skały, jest przedmiotem podstępnej walki połączonej z oszczerstwami, oszustwami i obłudą, jak gdyby rozchodziło się o stanowisko gubernatorskie, a nie mizerne wygnanie od świata i od ludzi.
Oto poniżej „sielanka" w tym guście:
Piotr Sajdak, robotnik konserwacyi znajduje się w tem szczęśliwem położeniu, że mając gospodarstwo i kilka morgów dobrego pola, nie potrzebuje żyć z tych kilka marnych groszy zarobionych na przestrzeni, a który to zarobek jest dlań rodzajem Taschengeldu[7] na odpusty, jarmarki i niedzielne pohulanki w karczmie. Pan burmistrz proteguje takiego robotnika mającego gospodarstwo, kury, serki i jaja, a nadto i grosz zbywający od potrzeb codziennych. Ta pewnego rodzaju niezależność Piotra Sajdaka uczyniła go wprost zuchwałym i aroganckim w stykaniu się ze strażnikami, którzy bądź co bądź mają stałe posady i przedstawiają poniekąd pewien autorytet wobec takiego analfabety jak Sajdak, który nawet pozwala sobie urządzać różne przykrości strażnikom, jak np. strażnikowi Nr. 8 koło Pleśny, zabraniającemu Sajdakowi czerpać wodę ze studni kolejowej.

Sajdak ze złości wobec tego zakazu, chcąc pokazać czem jest, począł czerpać wodę garnkiem nieczystym, w którym żona jego gotowała karmę dla nierogacizny, aż w końcu garnek ten utopił i przez dwa miesiące pozostawił go na dnie studni. Strażnik Kramarz wobec takiego zanieczyszczania studni otrzymał rozkaz, aby Sajdakowi stanowczo zakazał brania wody. I to było powodem późniejszych jak najostrzejszych antagonizmów.

Sajdak tymczasem protegowany przez banmistrza otrzymywał robotę w pobliżu swego gospodarstwa, wymykał się więc z łatwością od roboty i w godzinach roboczych wiązał sobie snopy, macał kury, poił bydełko itp. Kramarz widząc takie nadużycie, zawezwał wizera Klecyka, aby tenże interweniował i popędzał Sajdaka do roboty. Klecyk jednak odpowiedział, że go to nic nie obchodzi, gdyż Sajdak do jego partyi nie należy. Sajdak widząc się kontrolowanym przez Kramarza, począł marzyć o zemście i chodził do robotników i sąsiadów, żądając od nich podpisów na doniesieniu do dyrekcyi, jakoby Kramarz był opieszałym, niedbałym i szkodliwym strażnikiem Nadto Sajdak miał jeszcze ten cel, że owem doniesieniem dałoby się może wysadzić Kramarza z posterunku, a za pomocą podsmarowania sprawy sprowadzić na to miejsce z pod Tymbarku szwagra jego Sobczyka Wojciecha.
Wszystkich zaś sąsiadów nakłaniał Sajdak do podpisu tym argumentem, że jak tu przyjdzie szwagier jego Sobczyk, to wszystkim pozwoli przechodzić przez most na Białej i przestrzenią. Wszyscy sąsiedzi budki Nr. 8 odmówili Sajdakowi podpisów na paszkwilu, wskutek tego udał się tenże do jakiegoś pokątnego pisarza, który dobrał do siebie niejakiego Franciszka Boryczkę i w ten sposób złożona trójka hultajska wysłała list do dyrekcyi z różnemi oszczerstwami na Kramarza.

Na podstawie tego listu dyrekcya kolejowa wszczęła przeciw Kramarzowi dochodzenie, przy którem tenże oświadczył gotowość ścigania sądowego wszystkich trzech oszczerców. Skarga została wniesioną, a przy rozprawie w sądzie powiatowym w Tarnowie, w marcu b. r.

Sajdak, pisarz i Boryczko otrzymali po 5 dni kozy za oszczerstwo, którego dopuścili się wobec strażnika Kramarza.

Alexander Guthy pośrednikiem
„Baczność kolejarze w Tarnowie!
Mężem zaufania naszej organizacyi na Tarnów i okolicę jest kolega pan Alexander Guthy (Tarnów), który upoważniony jest do odbierania i kwitowania wkładek jako też pośredniczenia we wszystkich sprawach między członkami a Zarządem organizacji”[8].

Kolejarz tarnowscy tworzą Spółkę Spożywczą
„W niedzielę 8 b. m. zebrali się kolejarze tarnowscy celem obmyślenia środków zaradczych przeciwko wzmagającej się drożyźnie. Po wyjaśnieniu i powitaniu przez inicyatora p. Kowalskiego i wybraniu go przewodniczącym, zabrał głos p. M. i przedstawiwszy wielkość krzywd, wyrządzanych braciom naszym w Poznańskiem, wśród objawów ogólnego oburzenia, postawił następującą rezolucyę: Tarnowscy kolejarze łączą się z ogólnem oburzeniem w odpowiedzi na gwałt, wymierzony braciom naszym przez rząd pruski urągający najelementarniejszym zasadom kultury i sprawiedliwości, a solidaryzując się z reprezentancyą polską w Wiedniu, proszą swojego posła, Battaglię, aby w ich imieniu wyraził cześć i podziękę tym posłom słowiańskim i włoskim, którzy w dniu pamiętnym tak dzielnie stanęli w obronie prześladowanych braci. A zamieniając oburzenie w czyn, wzywa się zarządy spółek spożywczych kolejarzy, aby pod żadnym pozorem nie sprowadzały towarów i wyrobów niemieckich. Wniosek przyjęto jednogłośnie poczem rozwinęła się długa dyskusya nad statutem Spółki spożywczej, w której prawie wszyscy zebrani zabierali głos, przedstawiając swoje ciężkie położenie.

Uchwalono przyjąć proponowany statut i zwrócić się do dyrekcyi, aby w budynkach kolejowych zezwoliła umieścić „Spółkę spożywczą” i poparła prośbę kolejarzy tarnowskich o subwencyę dla celów Spółki. Bo jak się z dyskusyi okazało, chcąc pozyskać kolejarzy dla Spółki, trzeba będzie dać im możność uregulowania długów, zaciągniętych w rozmaitych sklepach. Wobec strasznej drożyzny panującej w Tarnowie myśl założenia takiej Spółki, znajdzie w Tarnowie wielu zwolenników. Chcąc jednak aby przedsiębiorstwo udało się, trzeba je oprzeć na szerokiej podstawie i przypuścić do współudziału i do równych praw cały personal kolejowy wraz z robotnikami. Tylko tak pojęta spółka może być prawdziwą bronią przeciw zdzierstwu kupców i może wpłynąć na regulacye cen targowych. Jakiekolwiek ograniczenia lub przywileje dla jednej z kategoryi służbowych, będą wiecznie przyczyną niesnasek i nie pozwolą rozwinąć się przedsiębiorstwu”[9].

Zgromadzenie organizacji kolejarzy
„W niedzielę 22 października zwołali kolejarze z Tarnowa i okolicy zgromadzenie do magazynów kolejowych. Zebraniu, w którym uczestniczyło zwyż 100 kolejarzy wszelkich kategoryi, przewodniczył p. Kowalski. Pan Bialik odczytał projekt nowej ustawy kolejowej, którą delegat zarządu głównego p. Biernakiewicz zgromadzonym wyjaśnił, wykazując jej znaczenie dla poprawy doli proletaryatu kolejowego. W dyskusji zabierali głos liczni kolejarze. P. Machowski żądał zmiany przepisów o kartach chorych, p Liwicz zastanawiał się nad sprawą taniego kredytu i udzielania zaliczek z funduszów rządowych. Panowie Zimmer i Kowalski żądali założenia tanich domów mieszkalnych. P. Bialik i Padłuski omawiali sprawę organizacyi wzywali do łączenia się na gruncie narodowym a nie socyalistycznym. Pan Nicpoń wniósł postulat robotników sekcyjnych. Pan Kowalski zaproponował wysłanie, telegramu do Koła polskiego na ręce posła Bataglii[10] z podziękowaniem za dotychczasową dla kolejarstwa skuteczną pracę. Telegram ten zaraz wysłano. W końcu na wniosek p. Bialika uchwaliło zgromadzenie jednogłośnie następującą rezolucyę:

Zgromadzeni w Tarnowie kolejarze wszystkich kategoryi służbowych uchwalają gremialne przystąpienie do krajowej organizacyi kolejowej „Samopomoc” w Krakowie i zaznaczają, iż tylko ta organizacya jest zdolną do prowadzenia obrony interesów ogółu kolejowego”[11].

Namiętności inspektora Kołodzieja
„Tarnów. Oprócz polowania, inspektor Kołodziej oddaje się jeszcze drugiej namiętności, którą jest gra w karty w poszczególnych stacyach. Najczęściej grywa Kołodziej w Dębicy i stąd też najczęściej odjeżdża w jak najgorszym humorze, który widocznie jest następstwem niepomyślnej gry. Ofiarami jego złego humoru są potem banmistrze, na których usiłuje pan inspektor pomścić swoje karciane niepowodzenie. Jest to znowu jedna z owych sprzeczności, którym stanowczo należałoby kres położyć o tyle, o ile stosunki prywatne przełożonego nie powinny krzywdząco odbijać się na stosunkach służbowych podwładnego personalu. Zresztą Kołodziej ma tak dziwne pojęcia o swem znaczeniu w przydzielonej mu sekcyi konserwacyi, że nawet w czasie dłuższego urlopu uważa siebie za czynnik uprawniony do kontrolowania czynności swego zastępcy, aczkolwiek z natury rzeczy wynika, że zastępstwo takie jest niczem innem jak tylko stosunkiem służbowym zapewniającym dotyczącemu zastępcy te same zupełnie atrybucye, ten sam stopień samodzielności, niezawisłości i władzy, jakie przysługują zastępowanemu. Pan Kołodziej powinien wiedzieć, że wtrącanie się w czynności jego zastępcy w czasie własnego urlopu jest największym nietaktem i niedelikatnością. Tego roku Kołodziej będąc na urlopie, był zastępowanym przez nadkomisarza Redlicha, który dla przedsiębiorcy budowlanego Breitera, kazał pociąć szyny według wskazówek i potrzeb tego ostatniego. Urlopowany Kołodziej dowiedział się o tem i coś mu się nie podobało w powyższem służbowem zarządzeniu swego zastępcy. On przeto Kołodziej w danej chwili prywatny niejako człowiek, robi piekło z powodu zarządzeń urzędnika stojącego w służbie, miesza się w jego sprawy i dyspozycye służbowe, przeszkadza wprost czynnościom służbowym, za  które odpowiedzialnym przed dyrekcyą nie jest nikt inny, tylko p. Redlich jako naczelnik sekcyi konserwacyi w danej chwili.
Ten nietakt ze strony Kołodzieja znanym jest powszechnie w całym Tarnowie, wywołał dla prowokatora jak najniepochlebniejsze komentarze, a nadto panuje z tego powodu ogólne zgorszenie, że wyższy urzędnik techniczny dopuszcza się żakowskich awantur, uwłaczających godności zawodu inżynierskiego.

Ze spraw stacyjnych na razie nadmieniam tylko, że do obsługiwania klas przydzielił pan Karaś jakiegoś nieokrzesanego, lecz protegowanego przezeń parobka, niejakiego Lisiaka Michała, który nie zna innego wyrazu dla awizowania publiczności przy wysiadaniu z pociągu jak „wynocha”. Niedawno jakiś z lepszej klasy podróżny obraził się, gdy Lisiak począł mu nad uchem wołać: „Tarnów! No prędko wynochy z wozu”.

W królestwie Ambroziewicza t. j. naczelnika II. sekcyi konserwacyi dzieją się niemniej rzeczy, którym by nikt nie dał wiary, jak n. p. sprawa spensyonowania strażnika Wojciecha Potoka z linii Stróże-Bobowa[12], który w lipcu jeszcze został spensyonowanym a dzięki informacjom samego Ambroziewicza do dziś dnia jeszcze ani szelęga emerytury nie otrzymał. Ambroziewicz miał go bowiem pouczyć, że pierwszej raty emerytalnej może dopiero żądać po pół roku od dnia spensyonowania. W samej też rzeczy Potok po jednorocznej chorobie od czerwca żadnych pieniędzy nie otrzymuje”[13].

Interesa kolejowych indywiduów
„Zauderer w końcu został usuniętym od wyjazdów na substytucyę, ku czemu był już czas najwyższy ze względu, że każdy ze substytuowanych odnosząc się z największą nieufnością do tego indywiduum, z drugiej strony nastrajał się na udawaną uprzejmość a czasami i gościnność aby przez niego pośrednio nie narazić się organom dyrekcyjnym, których powiernikiem jak wiadomo był nasz Zauderer.

Dbałość pana Karasia o dobro interesów podwładnego personalu streszcza się wyłącznie w protegowaniu zakamieniałych klerykałów w rodzaju tych, którzy pasy darliby z takiego bliźniego, który nie całuje księdza w rękę, kiełbasę jada w piątki i nie chodzi .do spowiedzi. Jednym z takich protegowanych – o czem często już pisaliśmy – jest portyer Wesely, dla lego też Wesely robi świetne interesy sprzedając klerykalne bohomazy i różne oszukańcze klerykalne broszury o cudach i łaskach wpychając je masami natrętnie chłopom wyjeżdżającym na roboty do Niemiec albo wychodźcom amerykańskim, a przecież na dworcu jest księgarnia kolejowa opłacająca czynsz dyrekcyi kolejowej. Pan Karaś dostrzegł zaraz w tej księgarni rozprzedaż „Nowego Kolejarza” i natychmiast zakazał dalszej sprzedaży tego pisma, gdy atoli drab klerykalny zamiast pilnować swoich obowiązków nie mając w dodatku zezwolenia na kolportaż oszukuje chłopów i niemal gwałtem wyłudza im grosz ciężko zapracowany, drąc za te świętości nieraz po 1000 procent zysku, to pan Karaś tego nie widzi i obojętnie spogląda na te oszustwa spełniane przez jego organy powołane do zawiadywania innemi czynnościami. Dwóch pisarzów wozowych na szczęście nie klerykałów  jeden z nich 4 lata a drugi 2 lata pracuje przy kolei i żadnego z nich nie dopuszczono jeszcze do pierwszego egzaminu, bo dla nich nie ma miejsca, ale miejsce musi być dla fagasa Wilka posługacza z sypialni urzędniczej i podskakiewicza pana Karasia. Zresztą i o tem indywiduum swojego czasu była już mowa gdyż należy ono do kolekcyi Zauderer, Litwiński, Czech, Kadlec, Wesely itp.

O tutejszych kierownikach pociągów dałoby się także wiele powiedzieć; na razie atoli przestrzegamy niektórych z nich, że kto chce być służbistą przede wszystkiem sam musi być wzorem służbistości i np. z połowy drogi nie wracać po kryjemu osobowym pociągiem do Tarnowa, a pociąg pozostawiać na łasce swoich podwładnych, pobierać pełne godzinowe i potem sekować swych podwładnych. Na razie w tej sprawie tylko tyle”[14].

Malwersacje kolejowego rynsztokowca
„W arcypobożnym naszym Tarnowie nic tak prędko nie schodzi na psy jak cnota prawdomówności, która najwięcej gorszy bogobojnych naszych kolejarzy. Po ostatniej mojej korespondencyi w waszem piśmie, cnotliwi i pełni bojaźni bożej świętoszkowie, obwąchują się starannie, atoli nie dałoby się zwietrzyć skąd pochodzi wiatr zanoszący wiadomości na wasze biurko redaktorskie ?. Żal mi serdecznie tych biednych ludzi, których stępiony zmysł powonienia staje na przeszkodzie ich chrześcijańskim zamiarom przyjścia z pomocą rozrzedzonej bystrości umysłu swego naczelnika Karasia, oddając tryumfalnie w jego ręce nie godziwego winowajcę. — Bodaj was! Bylibyśmy może nic nie wiedzieli o sprawności naszego Zauderera, gdyby nie „Kolejarz“. Ale też i Zauderer za to — zdystansowawszy pod niejednym względem dotychczasowego bohatera dnia Schindlera, wrócił z Żywca zdeklarowanym waszym wrogiem, co przyjmując do wiadomości zostaniecie zapewne w obawie o wasze sny, dobry humor i apetyt? Dopiero z „Nowego Kolejarza” dowiedzieliśmy się jak pięknie spisał się Zauderer w Żywcu podczas substytucyi, jak się wywdzięczył za gościnność i dobre koleżeńskie przyjęcie, denuncyując poufne pogadanki koleżeńskie przed dyrekcją w sposób tak nikczemny, na jaki by się nie zdobył najobskurniejszy płatny szpicel. Że Zauderer jest moralnym rynsztokowcem, to rzecz jasna nie będąca dla nas żadną tajemnicą, nie przypuszczaliśmy atoli, że tenże jest „mężem zaufania u Goroszkiewicza aż w tak poufnym charakterze, wobec czego dawniejsze jego malwersacye z biletami kolejowymi w Dębicy, są nieznacznem tylko przewinieniem. Oto jeden jeszcze okaz do galeryi Pilawskich, Moczulskich i im podobnych!  W Tarnowie nikt z Zaudererem nie żyje, nikt mu ręki nie podaje, on zaś uginając się pod ciężarem pogardy, szuka obcych towarzystw, w których cnót jego jeszcze nie znają, najczęściej też przebywa w towarzystwie oficerów, którzy zapewne nie wiedząc o nieszczęśliwej jego przygodzie z biletami i szpiclowskiej usłużności dla dobrego dyrektora, przypuszczają go do swego towarzystwa. Ale za to w pewnych sferach dyrekcyjnych Zauderer cieszy się nie lada wziętością. Najlepsze substytucye jemu przypadają w udziale. Zauderer nie traci też na darmo czasu podczas tych wyjazdów, słuchając tyle ile mu się do obydwu uszów zmieści, z których robi w stosownym czasie jak najpraktyczniejszy użytek. W połączeniu z tem karyera Zauderera z dniem każdym przybiera coraz wyraźniej określone kontury.

Pomazaniec Horoszkiewicza ma 2400 k. gaży, ma z nieustających substytucyi zarobek a II oddział cenne i tanie stosunkowo wiadomości. Wobec takich zasług zapomina się o niezręczności Zauderera w Dębicy i romantycznych awanturach w Łańcucie. Słowem całą jego przeszłość puszczono w niepamięć, wyrównując mu drogę do poważnych godności i zaszczytów. Swoją drogą że jest to skandalem i policzkiem wymierzonym wszelkim zasadom, aby tak drogiego urzędnika posyłać na substytucye, ale winien temu także i Karaś, który w Tarnowie prócz Zauderera nie zna nikogo i gdy nadejdzie z dyrekcyi rozkaz wysłania kogoś na zastępstwo, to Karaś wysyła tylko Zauderera. W każdym razie mamy nadzieję, że Zauderer przez długi czas pobędzie popularną osobą w kolejnictwie, przy której to sposobności będziemy mieli sposobność pogrzebać trochę w jego przeszłości, zaznamiając czytelników „Kolejarza” z tym typowym „stacbańskim“ karyerowiczem, wyrastającym z brudów, łajdactw i niechlujstwa.

Telegraficzne pisklęta tarnowskie, przejęte również pobożnością, koszulki upstrzone w papieski kolor (biało-żółty) jeszcze ciągle ukrywają w otchłaniach uniformowych urzędniczych pantalonów, zakrywają wszelkie wstydliwości tak duszy jako też i ciała „mit dem Ehrenkleide“ uniformu urzędniczego. W końcu zechciejcie pouczyć urzędnika niejakiego Janickiego, aby tenże miarkował się z wydawaniem sądu o rzeczach, na których się nie rozumie. Onegdaj byliśmy świadkami jak tenże zaprzeczał uszkodzeniu konduktora przy pociągu Nr. 24 przez nieodczepioną linkę rozkuplowanego przesuwającego pociągu wbrew naoczności wielu świadków i stwierdzeniu kalectwa przez lekarza kolejowego. Gdzież to p. Janicki nabrał tyle doświadczenia, tyle znajomości życia i ludzi, że w tak poważnych chwilach pozwala sobie decydyjący głos zabierać”[15].


Strach konduktora
„Konduktora obawiającego się śmierci głodowej zapytują dwaj przypadkowi świadkowie, co miały oznaczać słowa wypowiedziane do pewnej pani w Tarnowie przy ostatnim jego pociągu Nr. 15 w miesiącu lipcu: „Na miłość boską jest rewizor, teraz musi pani sobie bilet kupić ?”. Konduktor ów jest także jednym z tych, którzy wraz z Karpiną obawiają się łupiestwa skarbu kolejowego przez młodszych swoich kolegów”[16].

Paweł Glugla

Bibliografia

Opracowania:
1. Kozioł J., Niedojadło A., Strusia i Ruda [w:] Encyklopedia Tarnowa, red. A. Niedojadło, Tarnów 2010. 
2. Moskal K., Szkotnik ulica, [w:] Encyklopedia Tarnowa, red. A. Niedojadło, Tarnów 2010.
3. Orłowicz M., Przewodnik po Galicyi, Lwów 1919, reprint Krosno, 2004.
4. Rymar M., Architektura dworców Kolei Karola Ludwika w Galicji w latach 1855-1910, Warszawa 2009.
5.Tarnów Strusina. Wielki Przewodnik po Tarnowie, t. 19, red. Potępa S., Tarnów 2009.

Czasopisma:
1. „Nowy Kolejarz. Organ galicyjskich kolejarzy”, 1904, nr 16.
2. „Nowy Kolejarz. Organ galicyjskich kolejarzy”, 1905, nr 11.
3. „Nowy Kolejarz. Organ galicyjskich kolejarzy”, 1906, nr 20.
4. „Nowy Kolejarz. Organ galicyjskich kolejarzy”, 1907, nr 1, 18, 24, 27.

Strony internetowe:
1.  K. Jasiński, 151 lat kolei w Tarnowie [Online]. 
2. Roger Battaglia – Wikipedia [Online].
Protokół dostępu: https://pl.wikipedia.org/wiki/Roger_Battaglia [21.09.2015 r.].
                                    
[1] K. Jasiński, 151 lat kolei w Tarnowie [Online].
Protokół dostępu: http://www.it.tarnow.pl/index.php/pol/Atrakcje/TARNOW/Ciekawostki/Taka-jest-historia/151-lat-kolei-w-Tarnowie [21.09.2015 r.].
[2] O architekturze dworców, w tym tarnowskiego pisze M. Rymar, Architektura dworców Kolei Karola Ludwika w Galicji w latach 1855-1910, Warszawa 2009.
[3] „Nowy Kolejarz. Organ galicyjskich kolejarzy”, 1904, nr 16, s. 8.
[4] Strusina to największa pod względem ludności dzielnica Tarnowa. Początkowo była wsią, jako dzielnica Tarnowa powstała w latach 1845-1846 poprzez jej przyłączenie do miasta  Nazwa pochodzi od potoku Trosina, obecnie nieistniejącego. Po włączeni wsi do miasta zyskała charakter przemysłowy zamiast rolniczego. W połowie XIX wieku na obszarze Strusiny powstał dworzec kolejowy. J. Kozioł, A. Niedojadło, Strusina i Ruda [w:] Encyklopedia Tarnowa, red. A. Niedojadło, Tarnów 2010, s. 414-415; Tarnów Strusina. Wielki Przewodnik po Tarnowie, t. 19, red. S. Potępa, Tarnów 2009.
[5] Szkotnik – ulica łącząca ul. W. Sikorskiego z ul. Klikowską. Początek jej dała miedza na Strusinie Północnej. Pierwotnie był to teren bagnisty do wypasu bydła. Osuszono teren w 1872 r. Później wybudowano na tym terenie koszary wojskowe. K. Moskal, Szkotnik ulica, [w:] Encyklopedia Tarnowa, red. A. Niedojadało, Tarnów 2010, s. 432. 
[6] „Nowy Kolejarz. Organ galicyjskich kolejarzy”, 1907, nr 1, s. 5-6.
[7] Taschengeld – z j. niemieckiego „kieszonkowe”, „napiwek”.
[8] „Nowy Kolejarz. Organ galicyjskich kolejarzy”, 1907, nr 18, s. 10.
[9] „Nowy Kolejarz. Organ galicyjskich kolejarzy”, 1907, nr 27, s. 5-6.
[10] Roger Forst de Battaglia lub Roger Battaglia (ur. 1873 r. w Bochni, zm. 1950 r. w Krakowie) – polski prawnik włoskiego pochodzenia, ekonomista, polityk, baron. W 1906 r. brał udział w wyborach uzupełniających do parlamentu wiedeńskiego i od 24 kwietnia do 17 listopada t.r. został wybrany na posła w okręgu Tarnów – Bochnia. Po odzyskaniu niepodległości nie angażował się już w politykę, tylko cały swój czas poświęcał na działalność w różnych organizacjach i publikowanie prac naukowych. Roger Battaglia – Wikipedia [Online].
Protokół dostępu: https://pl.wikipedia.org/wiki/Roger_Battaglia [21.09.2015 r.].
[11] „Nowy Kolejarz. Organ galicyjskich kolejarzy”, 1907, nr 24, s. 7.
[12] To odcinek trasy linii kolejowej tarnowsko-leluchowskiej oddanej do użytkowania w 1876 r. M. Orłowicz, Przewodnik po Galicyi, Lwów 1919, reprint Krosno, 2004.
[13] „Nowy Kolejarz. Organ galicyjskich kolejarzy”, 1906, nr 20, s. 4.
[14] „Nowy Kolejarz. Organ galicyjskich kolejarzy”, 1905, nr 11, s. 4.
[15] „Nowy Kolejarz. Organ galicyjskich kolejarzy”, 1904, nr 16, s. 7.
[16] Tamże.